Wydaje mi się, że każde dziecko posiada swój autorytet,
to jest osobę cieszącą się uznaniem i poważaniem. W moim dzieciństwie
był to Pan Henryk Lange.
Mieszkałem wtedy z rodzicami w typowej przedwojennej warszawskiej
kamienicy z dwoma podwórkami przy ulicy Twardej
58, w pobliżu ulicy Żelaznej. Pan Lange wraz z dużo od siebie
młodszą żoną Ireną zajmował najbardziej reprezentacyjne mieszkanie
w kamienicy: od frontu (tzn. od strony ulicy), na pierwszym piętrze
z jedynym w całym domu balkonem. Miał w tym mieszkaniu antyczne
meble, bardzo dużo książek i fortepian.
Najwcześniej pamiętam go z okresu Powstania Warszawskiego, kiedy
był głównym organizatorem wszystkich wspólnych akcji mieszkańców
kamienicy; jak transportu żywności, kontaktu z żołnierzami AK, wspólnym
kopaniu studni, budową ołtarza na podwórku, gaszeniu kilku pożarów
kamienicy, organizowaniu wyjścia mieszkańców do obozu w Pruszkowie.
Bardzo mi zaimponował, kiedy od Ojca odwiedziłem się, że to Pan
Lange był pomysłodawcą i zarazem organizatorem przebicia murów piwnicznych
w sąsiadujących domach dla swobodnego i bezpiecznego przejścia powstańców
AK do Dworca Pocztowego na Towarowej, gdzie była placówka zgrupowania
"Chrobry II".
Po powstaniu wiedziałem, że był przewodniczącym komitetu blokowego
kilku sąsiadujących z nami kamienic na Twardej, a potem na początku
lat pięćdziesiątych pracował w jakimś biurze projektowym przy rysunkach
pierwszego domu towarowego w Warszawie w Alejach Jerozolimskich,
popularnie zwanym "cedeciak" i jednocześnie, jak wtedy
słyszałem, pisał książkę ze wspomnieniami.
Zaprzyjaźniłem się z nim od razu, gdy tylko z rodzicami wróciliśmy
z wygnania do stolicy. Wyczuwałem, że mnie lubi, może dlatego, że
nie miał własnych dzieci. Przynosił mi do czytania ciekawe książki,
uczył robić gazetki ścienne (taka wtedy była moda). To on nauczył
mnie kreślenia i liternictwa, to on na pewno zaszczepił we mnie
zainteresowanie architekturą i budownictwem. Budowa wielkiego domu
towarowego, którą mi pokazał, zrobiła tak duże na mnie wrażenie,
że od tej pory zacząłem sam regularnie podglądać postęp robót na
warszawskich budowlach: tunelu trasy W-Z, warszawskiej Starówki,
a potem Pałacu Kultury. Chyba to on spowodował, że w końcu zostałem
budowlańcem, a przedtem chałturzyłem pracami kreślarskimi i liternictwem.
Bardzo przyjaźnił się z moimi rodzicami. Z ojcem regularnie grał
w pokera, a Mamę uwielbiał za placki kartoflane ze śmietaną i zawsze
jedząc je, mówił: - Mario, Ty jesteś jak zdrowie...
Gdy w 1953 roku wyprowadziliśmy się do nowego bloku na Sielcach,
kilka razy odwiedzałem jeszcze Pana Henryka, głównie pożyczając
książki. "Dzieła wszystkie" Adama Mickiewicza, podarowane
mi przez niego, trzymam jako jedną z najcenniejszych pamiątek. Potem
dowiedziałem się, że nie żyje i że została wydana książka napisana
przez niego. Długo nie mogłem dostać tej książki, a wreszcie kiedy
po wielu latach i po znajomości ktoś mi ją załatwił i zacząłem czytać,
nie mogłem uwierzyć kim rzeczywiście był mój autorytet.
Henryk Lange był w okresie międzywojennym... szefem brygady kradzieżowej
warszawskiego Urzędu Śledczego, przez okupację pracował w wydziale
drogowym tramwajów miejskich, a po wojnie od marca 1945 r był znów
szefem sekcji kradzieżowej Komendy Głównej MO. Na emeryturę przeszedł
w kwietniu 1949 roku. Prawdopodobnie wtedy zaczął pracować na budowie
"cedeciaka".
Pan Henryk poznał więc gruntownie w swoim życiu ówczesny świat przestępczy
i w swoich wspomnieniach opisywał losy znanych "bohaterów"
warszawskiej ulicy: "Szpicbródki", "Hipka Wariata"
czy innych oraz historie wielkich afer międzywojennych. Polecam
tę książkę miłośnikom starej Warszawy : Henryk Lange "Alarm
w Cedegrenie", Czytelnik 1961 r.
Chętnie bym spotkał się teraz z Panem Langiem i porozmawiał...
|